Prowadząc „wymianę myśli” z Pawłem Kasprzakiem na temat „co robić?”, doszliśmy do źródeł, czyli do definicji pojęcia demokracji. Być może w tych podłych czasach posługiwanie się właściwą definicją może być ważne. Sądzę jednak, że w rozumowaniu Kasprzaka o demokracji pojawiają się błędy. Zanim je wyjaśnię, przypomnę punkt wyjścia całej dyskusji
Po pierwsze – zaproponowałem we wcześniejszym artykule [Większość znowu przegra? – red], aby opozycja pozaparlamentarna ustaliła wreszcie precyzyjnie listę postulatów dotyczących naprawy systemu demokracji i aby nie manifestować już bez podnoszenia pełnych roszczeń do władzy państwowej. Politycy – oczywiście ze Zjednoczonej Prawicy – doprowadzili kraj do skraju przepaści. Teraz zarówno oni, jak i partie demokratyczne, muszą wiedzieć, czego żąda od nich demokratyczna większość obywateli. Jeśli chodzi o tę część propozycji, zauważyłem, że w zasadzie spotkała się ze zrozumieniem.
Po drugie – zaproponowałem też, aby wybrane organizacje pozaparlamentarne zaproponowały bezpartyjnym kandydatom na prezydenta pakt dotyczący wzajemnej pomocy w realizacji wspomnianych postulatów. Dzięki temu obywatelskie roszczenia i prawa do życia w demokracji i dobrze urządzonym państwie ujęte w formie postulatów znajdą się w programie wyborczym. I tu pojawiły się różnice zdań. Uznałem, że jest tylko jeden kandydat, który jako osoba nie powiązana z oligarchiami partyjnymi jest najbardziej wiarygodnym partnerem. I tu pojawiło się wiele argumentów przeciwnych. [patrz: Albo „jebać PiS!”, albo demokracja. „Tertium non datur”, dlatego przegrywamy oraz Nowa Rzeczpospolita i koniec wojny. Tezy o tezach]. Temat pozostaje jednak otwarty – wszystko zależy od mądrości zarządów kilku opozycyjnych organizacji. A rozwój wydarzeń przyspiesza.
O demokracji
Wczasach, gdy umiera jedna demokracja, trzeba mieć nadzieję, że przyjdzie następna – lepsza. Być może w takich czasach należy wyjątkowo pieczołowicie dbać o język. W tym właśnie o kluczowe na dzisiaj słowo: demokracja. Wymieniając poglądy z Pawłem Kasprzakiem, między innymi dotarliśmy do definicji tej instytucji popieranej – na razie tylko werbalnie – przez znaczącą większość obywateli.
A problem jest. Innowacyjne systemy autorytarne i faszystowskie podszywają się pod szlachetne pojęcie demokracji ciągle jeszcze wysoko cenione przez obywateli świata. Pojęcie to jest pracowicie deformowane przez rodzące się na świecie oligarchie partyjne, aby zmanipulować „ciemny lud”. Usiłują nas przekonać, że demokracja to po prostu tylko rządy większości i nic więcej. Wystarczy więc zmanipulować wyborców, wygrać wybory, by potem można robić co się chce, udając demokrację.
To dlatego zaproponowałem w artykule definicję, która mimo że prosta, to wyklucza ze świata demokracji systemy Putina, Erdogana, Orbana i Kaczyńskiego: demokracja to „(1) wolne i uczciwe wybory, (2) wolności obywatelskie, w tym głównie wolność słowa, zrzeszania i zgromadzeń oraz (3) rządy prawa”. Bez wolności obywatelskich i rządów prawa nie istnieją wolne wybory, a więc nie istnieje też demokracja – nawet na minimalnym poziomie. Jeżeli te trzy składniki dobrze funkcjonują, to demokracja przedstawicielska działa. Kasprzak zgodził się z tą definicją, ale stwierdza, że to nie wystarcza i zaczyna zamulać to krystalicznie czyste pojęcie dodatkowymi warunkami z innych bajek. Tymczasem skrupulatnie przefiltrowana definicja ukazuje wyraźną granicę między państwem Kaczyńskiego a demokracją. Na przykład zagarnięcie mediów publicznych i zastraszanie prywatnych przez partię rządzącą uniemożliwia przeprowadzenie w Polsce uczciwych i wolnych wyborów, bo znaczne grupy wyborców nie są wolne – podejmują decyzje na podstawie zmanipulowanych informacji.
„Zgadzam się”, stwierdza Kasprzak, „ale nie jest to pełna definicja funkcjonalna, bo należą do niej również wszelkie checks and balances, czyli np. pełny trójpodział władzy wraz z kontrolą rządu przez parlament, a nie na odwrót”. Tkwi w tym zdaniu kilka istotnych nieporozumień.
Po pierwsze – trójpodział władzy nie jest pojęciem definiującym demokrację. To odrębna instytucja. Trójpodział może wspomagać funkcjonowanie demokracji, ale nie jest niezbędnym warunkiem jej funkcjonowania. Jedno z najbardziej demokratycznych państw świata, Szwajcaria, odrzuciła podział władzy. Geneza tej szwajcarskiej „demokracji pół-bezpośredniej”, jak określa się to w doktrynie, sięga sporów między Rousseau i zwolennikami Monteskiusza o to jak powinna być werbalizowana wola narodu. Teoria Rousseau, która wygrała w Szwajcarii, zakładała, że „wola narodu” musi być jedna i niepodzielna.
Ale cel demokracji, czyli podejmowanie wspólnych decyzji w dużych grupach, jest zupełnie inny, niż cel instytucji trójpodziału władzy, który sprowadza się do zabezpieczenia jednostki przed wszechwładzą państwa, czyli przed Lewiatanem. Znając historię, wiemy, że jest się czego bać. Roszczenie jednostki do państwa respektującego podział władz i godność człowieka sprowadzić można do krótkiej formuły: Don’t touch me! Protect me!
O ile więc trójpodział władzy nie jest warunkiem koniecznym funkcjonowania ustroju demokratycznego, to jednak jego respektowanie jest warunkiem koniecznym do uzyskania przez partię „legitymacji do sprawowania władzy” w polskim porządku konstytucyjnym. Partia może uzyskać legitymację, gdy wygra wybory, ale likwidując trójpodział władzy, na przykład tak jak obecnie niszcząc Trybunał Konstytucyjny i atakując niezawisłe sądy, traci tę legitymację.
SADOWSKI – KASPRZAK:
Sadowski – Większość znowu przegra?
Kasprzak – Albo „jebać PiS!”, albo demokracja. „Tertium non datur”, dlatego przegrywamy
Sadowski – Większość znowu przegra, czyli albo-albo
Kasprzak – Nowa Rzeczpospolita i koniec wojny. Tezy o tezach
Po drugie – Kasprzak: „wszelkie checks and balances, czyli np. pełny trójpodział władzy wraz z kontrolą rządu przez parlament, a nie na odwrót.”. Na odwrót także. Mechanizmy kontroli i równowagi władz (ang. checks and balances) wchodzą w zakres instytucji „trójpodziału”, są składową tego pojęcia. Rządy mogą więc na przykład zwoływać lub rozwiązywać parlament. Chodzi tu o świadome rozdzielenie prawnych sfer działania władzy, ale tak, aby mogły się wzajemnie kontrolować. Powinno to uniemożliwić podporządkowanie sobie jednych organów innym w celu zdobycie pełni władzy, czyli zaprowadzenia dyktatury. Zamach stanu, który jednolita władza ustawodawcza i wykonawcza Zjednoczonej Prawicy realizuje poprzez usiłowanie przejęcia kontroli nad władzą sądowniczą, dzięki checks and balances nie jest takie łatwe.
Po trzecie – Kasprzak: „Koncentracja na funkcjonalnych procedurach odziera demokrację z wszelkich wartości i powoduje, że nikt jej nie chce bronić naprawdę. Czyni z demokracji system odmawiający etyce znaczenia – w istocie wręcz nikczemny i nie bez powodów dokładnie tak zobaczyli go w 2015 roku wyborcy PiS. Definicja prawdziwa i pełna musi zawierać obywatelskie sprawstwo”.
Nie powinniśmy mylić ustroju z jego otoczeniem – wartościami, etyką, kulturą polityczną, wykształceniem obywateli. Miłość do demokracji nie jest demokracją. Zjawiska, które Kasprzak wymienia są ważne i pożądane, ale one nie wchodzą w zakres definicji demokracji. Demokrację mogą zniszczyć różne czynniki zewnętrzne – zarówno oszalały motłoch jak i meteoryt.
Po czwarte – Kasprzak: „Nie da się wyobrazić demokracji bez społecznej sprawiedliwości, która się w niej realizuje itd.”. To jest leninowska koncepcja demokracji, określana jako „demokracja socjalistyczna”. Obalałem to pojęcie dawno temu w pracy magisterskiej („Demokracja a biurokracja”). Sprawiedliwość społeczna jest ważna, ale jest czynnikiem zewnętrznym w stosunku do demokracji. Czasami sprzyja jej funkcjonowaniu, a czasami jej wdrożenie wręcz unicestwia demokrację.
Aby ułatwić rozumienie bieżącego chaosu politycznego, proponuję więc prostą, łatwą do zapamiętania definicję demokracji: demokracja to ustrój gwarantujący w praktyce wolne wybory, wolności obywatelskie i praworządność. I teraz można sobie rozwijać i rozbudowywać to pojęcie, tworząc szersze teorie i koncepcje demokracji deliberatywnej, agregatywnej czy innej oraz opisywać warunki sprzyjające lub niszczące.
Zaproponowałem tę definicję, która pojawia się też w doktrynie, aby każdy mógł samodzielnie uznać, czy obecny – faktyczny – ustrój jest jeszcze demokracją czy nie. Trzy czynniki – wybory, wolności i praworządność – wyznaczają tu linię graniczną między światem demokracji a ustrojami autorytarnymi, czyli dyktaturą czy faszyzmem. System, który spełnia te kryteria w praktyce jest jeszcze demokracją, mimo, że może nie zawierać satysfakcjonującej dawki „partycypacji”, „deliberacji” i innych czynników jakościowych. Ale przede wszystkim łatwo zauważyć, że definicja ta wyklucza z dobrego towarzystwa państwa Putina, Erdogana, Orbana i Kaczyńskiego.
A może ktoś zaproponuje lepsze definicje?
O postulatach i kandydatach
Nawiązując jeszcze do dyskusji z Kasprzakiem, przedstawiam kilka uwag.
1. Pytania zadane partiom przez Obywateli RP zawisły w przestrzeni publicznej i pewnie tam pozostaną bez odpowiedzi. Czas tego typu pytań się chyba skończył. Teraz należałoby postawić żądania obywateli wobec państwa i polityki. Oczywiście propozycja prawyborów, czy pytań wystosowanych do partii, nie wyklucza wystąpienia z uzasadnionymi roszczeniami/postulatami do państwa, partii politycznych i kandydatów na prezydenta o przywrócenie ładu demokratycznego.
2. Kasprzak w swojej odpowiedzi ustawia sobie niezbyt elegancko nieprawdziwą tezę, na którą jest jedyna słuszna odpowiedź: „Niestety nie da się poprzeć Hołowni tylko dlatego, że wkłada kij w partyjne szprychy”. Nic o tym nie wiem, żeby wkładał kij w szprychy. Tak nie można manipulować. Przede wszystkim, to jest próba naprawy systemu partyjnego. I w programie proponuje nie tylko to. Może w takim razie Obywatele.News dysponując studiem sami zapytają o to kandydata na prezydenta?
***
POSTULATY proponowane przez Waldemara Sadowskiego:
- Przywrócić funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego,
- Reforma systemu sądownictwa, przywracającego niezawisłość i wprowadzającego sprawność systemu,
- Przeprowadzić reformę edukacji,
- Uniezależnić media publiczne od wpływu partii politycznych, władzy ustawodawczej i wykonawczej,
- Przywrócić niezależność służby cywilnej – wprowadzić rzetelne konkursy przy rekrutacji na stanowiska w administracji, spółkach skarbu państwa i agencjach państwowych,
- Przywrócić niezależność prokuratury od partii politycznych i rządu,
- Powrót do polityki integracji europejskiej,
- graniczyć rolę partii politycznych, Przestrzegać zasady rozdziału kościoła od państwa,
- Zmienić ustawę o zgromadzeniach, aby była zgodna ze standardami praw człowieka i obywatela,
- Zagwarantować realną kontrolę sądową nad działaniem służb specjalnych,
- Wybierać Prokuratora Generalnego, Komendanta Głównego Policji, Prezesa TVP i PR
***
W każdym razie twierdzę, że skoro głównym motywem proponowanych Postulatów jest ograniczenie roli partii w państwie, to żaden kandydat partyjny nie będzie w stanie ich zrealizować. Chociaż kto wie, może teraz, gdy system odkrywa swoją radykalną faszystowską twarz, także i partie demokratyczne wykażą większą zdolność do reform? Dlatego ogłoszenie Postulatów uważam za sprawę strategicznie istotną, natomiast sposób, w jaki powinny trafić do sfery publicznej uważam za sprawę mniej istotną.
3. Szacuję, że ponad 60 do 70% obywateli będzie za realizacją Postulatów, przeciw pozostanie twardy pisowski rdzeń. Dzięki temu doprowadzimy do polaryzacji wokół wartości i zasad, a nie wokół partii i osób. Postulaty można też poddać pod ocenę w sondażach.
4. Główny problem z prawyborami proponowanymi przez Obywateli RP jest taki, że partie – co widać wyraźnie – tego pomysłu nie akceptują. I nic nie wskazuje na to, że coś się tu zmieni.
5.Postulaty, które zaproponowałem w artykule nie są tylko moje, gdyż zgłaszane były także przez inne osoby. Można więc uznać, że są objęte licencją public domain. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to mogą, a nawet powinny, być zmieniane i rozwijane, aby korelowały z aktualnym stanem wandalizacji ustroju.
***
Aby uniknąć nieporozumień, przytaczam pełny fragment wypowiedzi Kasprzaka o demokracji:
Funkcjonalna definicja jest jednak dalece niewystarczająca, jak to podnosił przed pisowskim kryzysem np. Marcin Król (którego konserwatywnego liberalizmu ja nie podzielam, w pełni zgadzając się z jego poglądami na rzeczywistą wartość demokracji). Koncentracja na funkcjonalnych procedurach odziera demokrację z wszelkich wartości i powoduje, że nikt jej nie chce bronić naprawdę. Czyni z demokracji system odmawiający etyce znaczenia – w istocie wręcz nikczemny i nie bez powodów dokładnie tak zobaczyli go w 2015 roku wyborcy PiS. Definicja prawdziwa i pełna musi zawierać obywatelskie sprawstwo demonstrujące się czymś więcej niż głosowaniem – wybory nie tylko muszą być wolne i uczciwe, ale również prawdziwe i nie mogą być jedyną formą skutecznego wyrażania woli. Nie da się wyobrazić demokracji bez społecznej sprawiedliwości, która się w niej realizuje itd. To wszystko mamy na szczęście zapisane w Konstytucji, więc nie trzeba tu niczego wymyślać.”
fot. Pixabay