Niemcy od dziesięcioleci prowadzący mądrą i wielce dla siebie korzystną politykę migracyjną
Tę opowieść najlepiej chyba zacząć od 30 października 1961, kiedy to niemiecki MSZ podpisał z ambasadą turecką dwustronicową „Umowę rekrutacyjną” regulującą zasady ubiegania się tureckich pracowników o pracę w Niemczech (wcześniej takie umowy podpisano z Włochami, Hiszpanią i Grecją). Nazwano ich ładnie Gastarbeiter (pracownicy gościnni). Dzisiaj Turcy stanowią jedną z największych grup etnicznych w Niemczech.
Według niemieckiego Urzędu Statystycznego w roku 2020 w kraju tym było 21,9 mln ludzi z imigranckimi korzeniami; 11,4 mln cudzoziemców (w Polsce 460 tys.); 110 tys. osób otrzymało niemieckie obywatelstwo (w Polsce ok. 5000); w centralnym rejestrze cudzoziemców zarejestrowanych było 1,86 mln osób szukających w Niemczech ochrony (o jeden procent więcej niż rok wcześniej); 1,4 mln osobom przyznano prawo pobytu ze względów humanitarnych – możemy przyjąć, że właśnie tylu było wtedy uchodźców (dokładnie tę samą liczbę podaje ONZ-owski UNHCR); 243 tysiącom odmówiono prawa azylu, ale wobec 86% z nich tymczasowo zawieszono wydalenie z Niemiec.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Unijne pieniądze i praworządność
Spośród rozlicznych aspektów polityki migracyjnej (społecznych, kulturowych…) zacznijmy od gospodarczych. Jak w większości krajów, tak i w Niemczech toczą się debaty na temat ekonomicznych skutków imigracji. Z jednej strony podnoszone są obawy, że migranci odbiorą miejscowym pracę, obniżą się płace, a imigracja może mieć negatywny wpływ na finanse publiczne. Z drugiej strony zwolennicy imigracji postrzegają ją jako ważną dla systemów opieki społecznej w starzejących się społeczeństwach i dowodzą, że imigracja sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Jako przykład podają handel międzynarodowy; poprzez swoje sieci kontaktów, umiejętności językowe oraz znajomość kultury i instytucji w ich krajach pochodzenia, migranci mogą znacznie obniżyć koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Badania empiryczne to potwierdzają i pokazują, że imigracja z danego kraju prowadzi do wzrostu eksportu do tego kraju.
Imigracja wysoko wykwalifikowanych pracowników ma pozytywny wpływ na badania i innowacje, a tym samym również na wydajność i płace. Kilka badań empirycznych pokazuje, że liczba wniosków patentowych wzrasta w wyniku imigracji. Dużą rolę odgrywa wprowadzanie wiedzy i umiejętności nabytych w kraju pochodzenia, tzw. knowledge spillovers.
Bodaj najsławniejszą ostatnio nie tylko w Niemczech, ale i na świecie parą pracowników gościnnych jest tureckie małżeństwo lekarzy-naukowców, Ugur Şahin i Özlem Türeci, twórców firmy Biontech. To oniopracowali szczepionkę mRNA, produkowaną przez Pfizera.
To także dzięki nim „imigrancka ekonomia” (tak ją się w Niemczech nazywa) cieszy się coraz większym zainteresowaniem, zarówno w dyskursie publicznym, jak i akademickim. Bada się skalę samozatrudnienia osób o pochodzeniu migracyjnym, zakładane przez nich przedsiębiorstwa, tworzone przez nich sieci kontaktów, etniczną przynależność ich klientów, ich wiedzę o produktach, talentach rzemieślniczych, relacjach z dostawcami etc.
Stale wzrasta znaczenie „imigranckiej ekonomii” dla niemieckiej gospodarki. Liczba osób samozatrudnionych z pochodzeniem migracyjnym prawie się potroiła od lat 90. i w 2020 r. wyniosła 822 tys. W 2019 r. co czwarty start-up był prowadzony przez imigrantów i ich potomków, w konkretnych liczbach to ok. 160 tys. z 605 tys. start-upów w całym kraju. „Imigrancka ekonomia” w roku 2018 zapewniała zatrudnienie co najmniej 3,4 mln osób.
Z biegiem czasu takie firmy i profil ich działalności mocno ewaluowały. Obecnie coraz większa liczba migranckich przedsiębiorstw oferuje usługi finansowe lub oparte na wiedzy w sektorach informatycznym, badawczym, kulturalnym lub medialnym, ochronie zdrowia, konsultingu technicznym i ekonomicznym.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Upadek Putina – co dalej?
W Niemczech badania jakościowe do tej pory koncentrowały się głównie na firmach małych i mikrofirmach w lokalnym obszarze, zastanawiano się, dlaczego osoby z pochodzeniem migracyjnym dążą do samozatrudnienia. Widziano to jako reakcję na dyskryminację i wykluczenie na rynku pracy, nieuznawanie zagranicznych kwalifikacji zawodowych, albo na szczególne potrzeby konsumenckie społeczności migrantów, których nie obejmowały istniejące oferty. Przez długi czas samozatrudnienie było również interpretowane w kontekście przypisywanego mu tła kulturowego, które zapewniało osobom z własną lub rodzinną historię migracji specjalne umiejętności do prowadzenia działalności na własny rachunek. Niektóre z tych wyjaśnień są uważane za przestarzałe, na przykład przekonanie o szczególnie wyraźnej kulturowo chęci do innowacji, podejmowania ryzyka i zakładania firm przez niemigrantów okazało się nieprawdziwe.
„Imigrancka ekonomia” koncentruje się w szczególności w dużych miastach, stanowiąc znaczną część ich lokalnych gospodarek. Wskazuje się na korzyści dla rozwoju tych miast i ich dzielnic. W dzielnicach śródmiejskich często to małe firmy usługowe i sklepy migranckie pełnią funkcję ożywiającą sąsiedztwo. Dotyczy to małych sklepów spożywczych „u cioci Basi”, gastronomii, rzemieślników, warsztatów naprawczych. Niemieckie metropolie dostrzegły różnorodność etniczno-kulturową cechującą „migrancką ekonomię” jako ważny element własnych strategii wizerunkowych i marketingowych. Pod hasłami, takimi jak „kosmopolityzm”, „tolerancja” i „różnorodność wielokulturowa”, są na przykład reklamowane miejsca z dużą koncentracją firm migranckich, zwłaszcza w gastronomii, takie jak Sonnenallee w Berlinie, Keuppstrasse w Kolonii czy Duisburg-Marxloh.
Wielu z migrantów, którzy odnaleźli się na rynku pracy i są istotną wartością dodaną niemieckiej gospodarki trafiło do tego kraju jako uchodźcy. Przypomnijmy, że taki status ma tam teraz półtora miliona ludzi. Przyjrzyjmy się, jak sobie z tym radzą Niemcy. A warto się od nich uczyć i to w błyskawicznym tempie, bo na tę chwilę mamy w Polsce już więcej uchodźców niż Niemcy.
Zacznijmy od liczb, a konkretnie od flüchtlingsbezogenen Ausgaben, czyli wydatków związanych z uchodźcami. W budżecie federalnym na rok 2019 pozycja ta wynosiła 22,9 miliarda Euro (= ca. 105 miliardów złotych). Kwota ta zawierała:
– walkę z przyczynami uchodźctwa – 8,3 mld;
– przyjęcie, rejestracja, zakwaterowanie ubiegających się o azyl – 1,1 mld;
– wydatki związane z integracją uchodźców – 2,8 mld;
– transfery socjalne zgodnie z procedurami azylowymi – 4,6 mld;
– wsparcie krajów związkowych i gmin – 6,0 mld.
W rekordowych latach 2015 i 2016 złożono (odpowiednio) 442 i 772 tysiące wniosków o azyl. W roku 2020 było ich 102 tysiące – prawie tyle uchodźców z Ukrainy przybywa do Polski w ciągu jednej tylko doby.
Tematy przyjmowania, doraźnego wsparcia, integracji uchodźców itd. są uregulowane w licznych ustawach i aktach niższego rzędu. Najważniejsza z nich, to Asylgesetz (ustawa azylowa). Wszystkie służby mundurowe, urzędnicy federalni i lokalni dokładnie wiedzą, co mają robić w sprawach uchodźców. Działają liczne wyspecjalizowane organizacje pomocowe, nastawione na uchodźców w samych Niemczech i zagranicą. Bardzo aktywny jest Die UNO-Flüchtlingshilfe (ONZ- pomoc uchodźcom) niemiecki partner UNHCR. W licznych placówkach w całych Niemczech udzielają uchodźcom pomocy prawnej, wsparcia osobistego i psychologicznego, oferują pomoc szkoleniową i integracyjną. Pomagają także przedsiębiorcy, 2800 z nich zrzeszyło się w sieci „Przedsiębiorcy integrują uchodźców”. Oferują szkolenia zawodowe i zatrudnienie, ale też sami dostają ważne wsparcie merytoryczne i prawne od Federalnego Ministerstwa Gospodarki i Klimatu.
ZOBACZ TAKŻE: Zrzutka na mini-noclegownię dla uciekinierów z Ukrainy
Najważniejsze są jednak niezliczone inicjatywy obywatelskie, społeczne w małych miasteczkach i wsiach, do których trafiają uchodźcy. To tam uchodźcy znajdują dom, życzliwą pomoc sąsiedzką i szybko wsiąkają w lokalne społeczności. To życzliwość ze strony zwykłych obywateli sprawiła, że decyzję pani kanclerz Merkel o przyjęciu w latach 2014-2015 tak ogromnej liczby uchodźców spotkała się z powszechnym poparciem obywateli.
Niemcy równie solidnie przygotowują się na przyjęcie uchodźców wojennych z Ukrainy. Wiedzą jak to robić, mają wieloletnie doświadczeniem, są doskonale zorganizowani, mają jasne przepisy. Pomiędzy 24 lutego i 17 marca urzędowo udokumentowano przybycie 187000 uchodźców wojennych z Ukrainy. Szacuje się, że faktycznie było ich znacznie więcej, bo granice Niemiec nie są pilnowane/kontrolowane.
Jak sobie z uchodźcami poradzi Polska? Na razie radzą sobie tylko Polacy, całkiem prywatnie, z porywu serca. Oczywiście nie da się z dnia na dzień stworzyć tak perfekcyjnie działającego, ogromnego systemu przyjmowania, wspierania i integracji (praca, edukacja dzieci, szkolenie dorosłych etc), jaki wypracowali Niemcy, ale trzeba w ekstraordynaryjnym trybie to robić. Od Niemców moglibyśmy się bardzo dużo nauczyć, ale czy ktokolwiek z rządzących się przełamie, żeby o to poprosić? Akurat Niemców!
fot. Pixabay